Poprzednim razem zaczęłam zastanawiać się nad tym, gdzie w Singapurze byłoby miło pomieszkać troszkę. Lub nawet dłuższe troszkę.
Co byście powiedzieli na Little India?
To absolutnie fantastyczne, że wystarczy parę minut, kilka stacji metra i zapominamy o niebotycznych szklanych wieżach,
całkowicie zanurzając się w aromatach kadzidełek, dźwiękach bollywoodzkich przebojów
i kolorach materiałów na sari.
sklep z bransoletkami, które dla Hindusek są zdecydowanie artykułem pierwszej potrzeby |
Po ulicach Singapuru nie chodzą oczywiście święte krowy, nie jeżdżą riksze, a kierowcy nie trąbią co trzy sekundy, więc nie są to prawdziwe Indie, ale klimat jest.
Można nieco zmrużyć oczy i udawać, że się spaceruje po Delhi czy Kalkucie. No i można się najeść za wszystkie czasy.
śniadaniowa dosa |
W Little India restauracji jest całe mnóstwo, oferują dania kuchni północnej i południowej, indyjskie słodycze i niemożebnie słodką masala tea. I wszystko w bardzo rozsądnych cenach. Jeśli chcecie zjeść porządnie, niedrogo, a do tego jeszcze jesteście wegetarianami, to lećcie czym prędzej do Little India!
na "rogatkach" Little India jest coś w rodzaju wystawy poświęconej historii dzielnicy |
w XXwieku można było tu spotkać zaklinaczy węży. Dziś ich już nie ma... |
ale sprzedawcy kwiatowych girland, jak najbardziej są |
Po jakimś czasie pewnie miałabym dość tej indyjskiej intensywności. W Indiach to mógłby być problem, w Singapurze po prostu bym się przeprowadziła. Na przykład do China Town.
To nieco spokojniejsza dzielnica.
Też kolorowa,
z wieloma restauracjami
nie tylko chińskimi, ale także takimi dziwnymi, jak indyjsko-meksykańska |
i sklepami,
ale bez tylu dźwięków i zapachów.
A jak zupełnie miałabym już dość gwaru wielkiego miasta, to wsiadłabym na łódkę
i po 10 minutach cieszyłabym się ciszą i zielenią na wyspie Pulau Ubin.
Prawie nie ma tam samochodów, są za to świetne drogi do jazdy rowerem
tuż przy przystani jest kilka takich wypożyczalni rowerów |
albo spacerowania i podziwiania tropikalnej przyrody.
Można zapomnieć, że wciąż jest się w Singapurze.
stary chiński cmentarz na Pulau Ubin |
Oczywiście w tym mieście istnieją też dzielnice-sypialnie, w których dominują wielkie bloki. Ale otoczone są bujna zielenią i nie wyglądają źle.
Gdybym znalazła mieszkanie w bloku gdzieś niedaleko stacji metra, to też bym się chętnie wprowadziła na jakiś czas. Może wtedy łatwiej byłoby poznać prawdziwych Singapurczyków.
Bo w ogólnoświatowej mieszance ludzi spotykanych na ulicach głównych dzielnic Singapuru, trudno odróżnić mieszkańca od turysty. Co też pewnie było jednym z powodów, dla których bardzo chętnie zamieszkałabym na jakiś czas w Mieście lwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz