Uff, uporałam się! Udało mi się wygrać walkę z czasem i
przerobić na rozmaite potrawy dwie wielkie dynie, które niedawno dostałam.
Dynia to wspaniałe warzywo, które ma same zalety i jedną wadę. Otóż, dopóki
kula jest cała, może leżeć długo, ale gdy się wykroi z niej kawałek, to
pozostała część po kilku dniach zaczyna pleśnieć. Zużyć całą, ponad 10 kg dynię
nie jest łatwo i w zeszłym roku zmarnowałam niestety spory kawałek pysznego
warzywa. Tym razem postanowiłam, że się nie poddam i przerobię całą dynię. A
nawet dwie.
Podstawowym daniem, które robię zawsze jest dyniowa zupa. W ostatnim tygodniu ugotowałam trzy jej rodzaje. Przede wszystkim moją ulubioną z sezamem, imbirem, gałką muszkatołową i sosem sojowym. Wystarczy ugotować do miękkości dynię, a potem zmiksować z całą resztą i doprawić do smaku. Proste i pyszne. No ale nie byłabym sobą, gdybym poprzestała na znajomych smakach. Dlatego ugotowaną dynię podzieliłam na 3 części i oprócz zupy sezamowej zrobiłam też jabłkową (pisałam o niej ostatnio) i paprykową. Wszystkie bardzo dobre, chyba nie umiem powiedzieć, która bardziej.
Podstawowym daniem, które robię zawsze jest dyniowa zupa. W ostatnim tygodniu ugotowałam trzy jej rodzaje. Przede wszystkim moją ulubioną z sezamem, imbirem, gałką muszkatołową i sosem sojowym. Wystarczy ugotować do miękkości dynię, a potem zmiksować z całą resztą i doprawić do smaku. Proste i pyszne. No ale nie byłabym sobą, gdybym poprzestała na znajomych smakach. Dlatego ugotowaną dynię podzieliłam na 3 części i oprócz zupy sezamowej zrobiłam też jabłkową (pisałam o niej ostatnio) i paprykową. Wszystkie bardzo dobre, chyba nie umiem powiedzieć, która bardziej.
Z pozostałych kawałków dyni zrobiłam surówkę, sałatkę, curry
i dwa rodzaje deserów. Pierwszy to dyniowe babeczki. Ugotowaną i rozgniecioną
widelcem dynię wymieszałam z mąką pszenną i ziemniaczaną, cukrem, jajkiem, imbirem,
cynamonem, rodzynkami, migdałami i kawałkami czekolady i upiekłam w foremkach
do babeczek. Trochę mi wyszły kwadratowe, ale to nic. Najważniejsze, że w całym
mieszkaniu unosił się iście bożonarodzeniowy zapach, a moi goście i ja mogliśmy
się raczyć babeczkami, które w smaku (i kolorze) przypominały nieco pierniczki.
Drugi deser był trochę dziwniejszy. Składał się z gotowanych
kostek dyni, polanych sosem. Zrobiłam go z miodu, cytryny, śmietany, rodzynek,
orzechów, imbiru, cynamonu i pieprzu. Wyszedł mi nieco zbyt rzadki, ale w smaku
bardzo dobry. Dynia polana tym sosem stała się ciekawym daniem. Gdy się je
jadło, to najpierw robiło się słodko i przyjemnie, a potem na podniebieniu
pozostawał lekko pieprzny posmak. Fajne to było i na pewno kiedyś jeszcze raz
spróbuję je zrobić, może uda mi się uzyskać bardziej gęsty sos, co znacząco
wpłynęłoby na atrakcyjność dania.
deser dyniowy gotowy do drogi na gościnne występy
I w ten właśnie sposób wykończyłam 2 wielkie dynie. A, zaraz!
Chyba zapomniałam napisać, że zrobiłam też pierogi. Jedne z gotowaną dynią i
żółtym serem, a drugie z surową tartą dynią, posiekaną cebulką i podsmażonym
boczkiem. No, ale nie będę już przynudzać o pierogach….. (polałam je
roztopionym masłem z podsmażonymi cieniutkimi krążkami czosnku i chrupkimi listkami
mięty, mmmm J)
Na babeczki się nie załapałam...
OdpowiedzUsuńDynie to dobre by były w krajach, gdzie są duże rodziny, nie sądzisz?
No właśnie, duża rodzina, wielki gar i zupa od razu z całej dyni :)
Usuń