W zeszłym tygodniu odbyło się huczne otwarcie Muzeum Polin. Na
uroczystość przyjechał prezydent Izraela, były koncerty i wydarzenia
towarzyszące. Tyle się o tym mówiło, że jakoś nie starczyło już czasu, żeby
zauważyć otwarcie innego, także długo wyczekiwanego muzeum.
tak będzie w muzeum w przyszłości
Otóż od kilku dni można odwiedzać Muzeum Warszawskiej Pragi.
Piszę odwiedzać, a nie zwiedzać, bo w muzeum tym wciąż niewiele jest
eksponatów. Ale i bez nich warto się tam wybrać i to z kilku powodów.
na razie tylko makieta ekspozycji
Po pierwsze, mieści się ono w jednym z najstarszych budynków
nie tylko Pragi, ale i całego miasta. W Warszawie niewiele się zachowało
XVIII-wiecznych budowli, a jedna z kamienic należących do posesji przy Targowej
50/52 pamięta nawet rzeź Pragi z 1794 roku.
Po drugie, w muzeum można posłuchać bardzo ciekawych
opowieści starych prażan. Nie tylko o pyzach na bazarze Różyckiego, ale też o
tureckiej piekarni na rogu Białostockiej i Targowej oraz Chińczykach produkujących
sandały i reperujących zegarki.
każde czarne kółko to jedna opowieść
Po trzecie serce rośnie, gdy patrzy się na zdjęcia
przedstawiające budynki muzealne sprzed kilku lat i porównuje je z dzisiejszym ich
wyglądem. Jakże pięknie będzie na Pradze, gdy wszystkie domy zostaną w ten
sposób odremontowane!
wewnątrz nowoczesność, za oknem wciąż stara Praga
No i wreszcie po czwarte – najlepsze zostawiłam na koniec –
w jednym z budynków muzeum można oglądać odrestaurowane pomieszczenia 2 żydowskich
modlitewni. Znajdujące się w nich malowidła ścienne – odkryte pod koniec lat
90-tych – powstały przed wojną, na największym z nich napisano, że ufundowali
je w 1934 roku bracia Israel Jehuda, Jehoszua, Josef i Zew – synowie Dawida
Grinsztejna. Oprócz tej dużej kompozycji, przedstawiającej Żydów modlących się
pod Ścianą Płaczu oraz grób Racheli w Betlejem, w obu pomieszczeniach widać też
dekoracyjny fryz ze znakami zodiaku w kalendarzu hebrajskim.
W
modlitewniach nie ma żadnych sprzętów, sale są zupełnie puste, ale to i tak
cud, że zachowało się choć tyle. Przecież po 1940 roku, gdy żydowscy mieszkańcy
kamienicy musieli się przenieść do getta, nikt nie dbał o zachowanie wystroju
tych wnętrz. Użytkowane były jako warsztat ślusarski i samochodowy, magazyn oraz
pracownia krawiecka. Ściany zostały zamalowane i tylko szczęśliwy traf sprawił,
że zabytkowe malowidła nie przepadły zupełnie. Warto więc wybrać się na Pragę i
rzucić na nie okiem.
A potem można jeszcze wejść na taras sąsiedniego budynku i
spojrzeć z góry na bazar Różyckiego.
najsłynniejszy warszawski bazar
Skojarzenie z targowiskiem w ghańskim
Kumasi pojawiło się natychmiast i nie chciało opuścić mojej głowy. Pozwolicie
więc, że na zakończenie wizyty w warszawskim muzeum pokażę Wam zdjęcie z
największego bazaru Afryki Zachodniej J
i najważniejszy ghański bazar
Dzięki, ładny opis. I na koniec niebanalne porównanie :-)
OdpowiedzUsuńSłyszałam w radiu o tym muzeum.
Ja to mam mieszane uczucia co do Pragi. Z jednej strony jest sentyment, że to kawałek starej Warszawy, a z drugiej pamiętam, jak w latach 70-tych i 80-tych bałam się tam chodzić, szemrane towarzystwo. W latach 80-tych na podwórku kamienicy, gdzie mieszka ciocia z wujkiem, zdjęto ze mnie kurtkę z Peweksu... w biały dzień...
Na bazarze Różyckiego można było kupić atrakcyjne rzeczy i zobaczyć kawałek prawdziwego życia, jednak nie tęsknię za dreptaniem po jego brudnych alejkach. Nie cierpiałam tam chodzić...
Chyba co innego takie rzeczy oglądać turystycznie a co innego być zmuszonym do funkcjonowania w takich okolicznościach :-)
Ojej, przypomniałam sobie, że na Targowej był sklep z...koniną...
:-)
Mnie jakoś udał się uniknąć złych przygód na Pradze. Chciałabym, żeby ta dzielnica stała się ładna i atrakcyjna turystycznie (jako przewodnik miejski mam w tym swój interes :)
OdpowiedzUsuń