piątek, 7 października 2022

KrajKuchnia - Mauretania

 W Mauretanii byłam podczas tej samej podróży, co w Maroku. I tak, jak nie pamiętam jedzenia marokańskiego, tak każdy mauretański posiłek zapadł mi głęboko w pamięć. W ogóle te kilka dni spędzonych w nieco dziwnym pustynnym kraju dostarczyło mi wiele wspomnień. Część z nich opisałam już kiedyś, więc jeśli jesteście ciekawi, to zerknijcie tutaj.


Mauretańskie dania pamiętam tak dobrze nie ze względu na ich walory smakowe, tylko okoliczności, w których przyszło mi jeść. Od kozy spożywanej w towarzystwie senegalskich sprzedawców pamiątek,


 poprzez herbatę pitą nocą na pustyni, po suchą bagietkę ze sklepiku w przydrożnej wiosce, wszystko było niezwykłe i stanowiło niezbity dowód na to, że w jedzeniu chodzi o coś znacznie więcej niż tylko o smak i kalorie.

Mauretania to dla mnie kraj drogi

To samo dotyczy też projektu Kraj Kuchnia. Dlatego, choć okrutnie się namęczyłam, żeby znaleźć jakiś mauretański przepis, który nie zawierałby ani koźliny, ani wielbłądziego mleka, ani innych niemożliwych do zdobycia produktów, to i tak lubię ten rozdział. Bo obejrzałam po latach zdjęcia z mauretańskiej przygody, 

Nawazibu, tuż przy granicy z Saharą Zachodnią

Nawakszut - stolica Mauretanii

przeczytałam stare wpisy na blogu i na dłuższą chwilę przeniosłam się całą niematerialną częścią siebie do krainy piasku, powiewających na wietrze błękitnych i białych szat oraz samochodów z urwanymi kołami 😊


Do rzeczywistości przywróciło mnie znalezienie wreszcie przepisu, który mogłabym zrealizować. Szukanie go zajęło mi bardzo dużo czasu, za to przygotowanie potrawy – mauretańskiego deseru z awokado – trwało dosłownie chwilkę.


Wystarczyło zgromadzić składniki, czyli: awokado, mąkę migdałową, śmietanę i cukier, a potem wszystko wrzucić do jednego pojemnika i zmiksować na gładki krem.


Trochę wątpiłam w smakowitość tego dania, więc zrobiłam je tylko z połowy awokado. Jednak okazało się, że moje obawy były nieuzasadnione. Deser będący kuzynem kremu sułtańskiego był całkiem smaczny i znakomicie spełnił zadanie towarzysza przedpołudniowej kawy.


A następnym razem zrobimy coś rodem z Mauritiusa. Zapraszam!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz