Benin to bardzo szczególny dla mnie kraj.
Na benińskiej plaży w doborowym towarzystwie piłam chłodne
różowe wino, zagryzając serem z Biedronki i szydełkując.
wino chłodne i podane w szkle, czyli ekstremalny poziom luksusu
było to mniej więcej tutaj
W szkole niedaleko Grand Popo poznałam fantastyczne
dzieciaki, którym zaśpiewałam piosenkę z repertuaru Natalii Kukulskiej (gdy
była małą dziewczynką).
dzielne dzieci dały radę wysłuchać całej piosenki
W gościnnym domu B. zrobiłam pierwszy raz w życiu wykrój
spódnicy z 8 klinów.
No i oczywiście jadłam.
najważniejsze benińskie danie - igname pilé z sosem arachidowym
Kiedy więc przyszło mi zrobić benińską potrawę, wiedziałam
od razu dwie (a może nawet trzy) rzeczy. Że będzie to sos arachidowy i że o
przepis poproszę B. Wiedziałam też, że nie uda mi się zrobić igname pilé –
czyli kluchy, z którą sos się zawsze podaje, ale uznałam, że to nie może być
powodem do niezrobienia tego dania.
oprócz odpowiednich składników trzeba jeszcze mieć specjalistyczny sprzęt
Po prostu w roli igname wystąpią kluski
śląskie z dziurką, podobne w konsystencji i w smaku w sumie też.
to oryginał
a to polski zamiennik
A zatem, najpierw skontaktowałam się z B. Następnie
skompletowałam potrzebne składniki, czyli: masło orzechowe, pomidory, cebulę i
ostre papryczki. Ponieważ wg B. „można wrzucić kawałki marchewki albo
ziemniaczka i kawałki kapustki”, a ja akurat miałam w lodówce smutną kapuścianą
piętkę, z którą stanowczo należało jak najszybciej coś zrobić, więc włączyłam
ja do benińskiego zespołu.
Samo przygotowanie sosu nie jest szczególnie skomplikowane.
Na podsmażoną cebulę wrzuca się pomidory, potem dodaje masło orzechowe i
właściwie już. Trzeba jeszcze tylko przyprawić (ostrą papryką koniecznie, a
solą i pieprzem według uznania) i dołożyć te ewentualne marchewki i kapustki.
Ja, żeby zużyć cały kawałek, wkroiłam do sosu wszystko co miałam i trochę to wpłynęło na konsystencję sosu. To znaczy, był smaczny, ale różnił się nieco
strukturą od tego, co jadłam w Beninie.
Na szczęście w smaku był bardzo podobny – a to przecież
najważniejsze. Podany w towarzystwie klusek śląskich stał się bardzo zacnym
daniem obiadowym, jednocześnie smacznym i budzącym wspomnienia.
Benin wciąż plasuje się wysoko na mojej liście wyjazdowej i
mam nadzieję, że niedługo znów będę jadła sos z prawdziwym igname pilé.
A na razie zapraszam na danie z zupełnie innego krańca świata – kolejny kraj to
Bhutan. Już za chwileczkę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz