Ouidah nie jest może specjalnie dużym miastem, mieszka w nim
niecałe 50 tysięcy osób, ale z całą pewnością to jedno z najważniejszych miejsc
w Beninie.
Przede wszystkim jest to centrum kultu vodun. Nie jestem
pewna, czy lepiej porównać Ouidah do Częstochowy czy do Rzymu, ale wiem, że
vodun nie da się tu nie zauważyć. Idąc ulicą, co chwilę spotyka się reklamy
czarowników
tu można rozwiązać wszystkie swoje problemy
i wróżbitów,
a tu reklama jasnowidza, ktory widzi wszysto, nawet czarna mrówkę czarną nocą na czarnej tkaninie
kapliczki i przydrożne fetysze.
ten kopczyk przed motocyklem to właśnie fetysz
A przy odrobinie szczęścia uda się nawet
obejrzeć religijne obrzędy, które celebrowane są na ulicach.
vodunsi, czyli adeptki vodun w tańcu ku czci bóstwa Dan
ich męscy odpowiednicy też tańczyli
vodunsi ida pokłonić się kapłanom
którzy obserwują ceremonię, siedząc pod drzewem
wszystkiemu oczywiście towarzyszy muzyka
to Dan we własnej osobie
A koło bazaru można popatrzeć na bóstwo o imieniu Aïzan, którego zadaniem jest opieka nad miejscami publicznymi gromadzącymi dużo
ludzi. Wizerunki Aïzan należy zawsze ustawiać na świeżym powietrzu, co ułatwia
emanację jego siły.
Ten konkretny posąg ochronia bazar Zobe
i stoi w tym
miejscu już od dawna, bo jak głosi umieszczona obok tablica informacyjna, w okresie
niewolnictwa konwojenci złapanych w głębi lądu niewolników, w drodze do portu zatrzymywali
się tutaj, by prosić bóstwo o zapewnienie jak największych zysków podczas
sprzedaży swojego „towaru”.
I tu dochodzimy do drugiego powodu, dla którego Ouidah jest
ważnym miastem. Otóż założone zostało pod koniec XVI wieku przez władcę królestwa
Xwéda, jako punkt handlu niewolnikami. To z tutejszego brzegu, z miejsca
zwanego dzisiaj Bramą Bez Powrotu,
Brama Bez Powrotu wieńczy czterokilometrową drogę prowadzącą z miasta nad brzeg morza
europejskie statki wywoziły schwytanych w
interiorze ludzi. Tym haniebnym procederem nie zajmowali się jednak tylko biali
przybysze. Oni przypływali do Ouidah, kupowali niewolników i odpływali.
w pięknych okolicznościach przyrody
Ktoś
jednak wcześniej musiał ich schwytać i dostarczyć. Tym trudnili się wysłannicy
władcy królestwa Ouidah (bo tak zeuropeizowano jorubańskie słowo Xwéda). Jako ludzie
miejscowi byli wyznawcami vodun, stąd te modlitwy do bóstwa Aïzan.
Bardzo spodobało mi się to, że Ouidah nie próbuje wybielać historii i nie
ukrywa tego, że Afrykanie brali udział w łapaniu i handlowaniu niewolnikami.
Podobno zdarzało się nawet, że gdy nie udało się schwytać zakontraktowanej
liczby osób, król dorzucał kogoś ze swojego dworu, z własnymi żonami włącznie.
Tego typu opowieści można posłuchać na przykład w Muzeum
Historii, które mieści się w dawnym portugalskim forcie, także służącym handlowi
niewolnikami.
muzeum można fotografować tylko z zewnątrz
Muzeum jest bardzo ciekawe, ale niestety przewodnik oprowadzał
mnie po francusku i nie pozwolił robić zdjęć, co nie najlepiej wpłynęło na
zrozumienie i zapamiętanie tego co mówił. Najbardziej utkwiło mi w pamięcie zdanie, które
powtórzył z dziesięć razy, pokazując zdjęcia z Brazylii i Beninu.
- Benin, Brazylia, tak samo! – z zadowoleniem mówił przy
każdej parze fotografii, z których wynikało, że zrodzona w Beninie kultura vodun
wraz z niewolnikami dostała się do Ameryki i teraz kwitnie sobie równolegle wśród
bardzo od siebie oddalonych, ale spokrewnionych ze sobą ludzi.
Oprócz bycia ważnym punktem religijno-historycznym, jest
Ouidah także normalnym afrykańskim miastem. Po którym – gdyby nie powalający
upał i kłopoty ze znalezieniem sklepu z wodą w butelkach – mogłabym bez końca
chodzić i przyglądać się życiu.
drzewa nie są dodatkami - duże drzewo to ważny element każdej miejscowości
centrum Ouidah
różne wierzenia wzajemnie się uzupełniają, więc normalnym jest, że świątynia pytonów znajduje się naprzeciwko ...
... koscioła katolickiego
a na ulicach znajdują się kapliczki vodun
i chrześcijańskie
jest architektura prosta
i bardziej wyszukana
są sklepy z włosami
i stacje benzynowe (ubiegając pytania, napiszę od razu, że 650 CAF to 1 €)
no a przede wszystkim są ludzie
radosne dzieci wołają na widok białego - Jowo, jowo, bonsoir (zdaje się, że pora dnia nie ma wpływu na okrzyk, zawsze jest dobry wieczór. A jowo to w tutejszym języku "biały człowiek")
udało mi się nawet zobaczyć lokalnego króla, wracającego do swojego pałacu
Podobało mi się w Ouidah i chętnie tam wrócę, zwłaszcza, że
dopiero po przyjeździe do Polski odkryłam, że właśnie z Ouidah pochodzi Angelique
Kidjo. Miasto chyba nie docenia tego faktu, przynajmniej mnie nikt o tym
nie wspomniał. A przecież mogliby zrobić z domu sławnej piosenkarki atrakcję turystyczną i artystyczną.
Dla tych, którzy nie znają pani Kidjo poniżej link do
jej występu podczas koncertu uświetniającego wręczenie nagród Nobla.
Obejrzyjcie koniecznie, bo rozruszać strasznie ważnych ludzi
w bardzo drogich garniturach, to wyczyn nie lada. Tylko uprzedzam – ciężko będzie potem wrócić do
biurka, zasiąść sztywno przy komputerze i zająć się wypisywaniem faktur czy
sporządzaniem umów.
Też poczuliście, że najbardziej na świecie chcecie teraz
zaraz i koniecznie natychmiast znaleźć się w Afryce?? Bo ja tak…
na koniec jeszcze zdjęcie z muzeum afrykańskiej sztuki współczesnej, bo zapomniałam o nim napisać, a też jest!
Ile tu kultur wpływów się miesza aż do dnia dzisiejszego! A dzieci wszędzie takie same ;)
OdpowiedzUsuńCudowne miejsce, wspaniałe fotografie. Kultury, tradycje, zwyczaje... cos wspaniałego
OdpowiedzUsuń