poniedziałek, 25 marca 2019

Ouidah w Beninie


Ouidah nie jest może specjalnie dużym miastem, mieszka w nim niecałe 50 tysięcy osób, ale z całą pewnością to jedno z najważniejszych miejsc w Beninie.


Przede wszystkim jest to centrum kultu vodun. Nie jestem pewna, czy lepiej porównać Ouidah do Częstochowy czy do Rzymu, ale wiem, że vodun nie da się tu nie zauważyć. Idąc ulicą, co chwilę spotyka się reklamy czarowników

tu można rozwiązać wszystkie swoje problemy

 i wróżbitów, 

a tu reklama jasnowidza, ktory widzi wszysto, nawet czarna mrówkę czarną nocą na czarnej tkaninie

kapliczki i przydrożne fetysze.  

ten kopczyk przed motocyklem to właśnie fetysz

A przy odrobinie szczęścia uda się nawet obejrzeć religijne obrzędy, które celebrowane są na ulicach.

vodunsi, czyli adeptki vodun w tańcu ku czci bóstwa Dan

ich męscy odpowiednicy też tańczyli

vodunsi ida pokłonić się kapłanom

którzy obserwują ceremonię, siedząc pod drzewem

wszystkiemu oczywiście towarzyszy muzyka

to Dan we własnej osobie

A koło bazaru można popatrzeć na bóstwo o imieniu Aïzan, którego zadaniem jest opieka nad miejscami publicznymi gromadzącymi dużo ludzi. Wizerunki Aïzan należy zawsze ustawiać na świeżym powietrzu, co ułatwia emanację jego siły. 


Ten konkretny posąg ochronia bazar Zobe 


i stoi w tym miejscu już od dawna, bo jak głosi umieszczona obok tablica informacyjna, w okresie niewolnictwa konwojenci złapanych w głębi lądu niewolników, w drodze do portu zatrzymywali się tutaj, by prosić bóstwo o zapewnienie jak największych zysków podczas sprzedaży swojego „towaru”.
I tu dochodzimy do drugiego powodu, dla którego Ouidah jest ważnym miastem. Otóż założone zostało pod koniec XVI wieku przez władcę królestwa Xwéda, jako punkt handlu niewolnikami. To z tutejszego brzegu, z miejsca zwanego dzisiaj Bramą Bez Powrotu, 

Brama Bez Powrotu wieńczy czterokilometrową drogę prowadzącą z miasta nad brzeg morza

europejskie statki wywoziły schwytanych w interiorze ludzi. Tym haniebnym procederem nie zajmowali się jednak tylko biali przybysze. Oni przypływali do Ouidah, kupowali niewolników i odpływali. 

w pięknych okolicznościach przyrody

Ktoś jednak wcześniej musiał ich schwytać i dostarczyć. Tym trudnili się wysłannicy władcy królestwa Ouidah (bo tak zeuropeizowano jorubańskie słowo Xwéda). Jako ludzie miejscowi byli wyznawcami vodun, stąd te modlitwy do bóstwa Aïzan.
Bardzo spodobało mi się to, że Ouidah nie próbuje wybielać historii i nie ukrywa tego, że Afrykanie brali udział w łapaniu i handlowaniu niewolnikami. Podobno zdarzało się nawet, że gdy nie udało się schwytać zakontraktowanej liczby osób, król dorzucał kogoś ze swojego dworu, z własnymi żonami włącznie.
Tego typu opowieści można posłuchać na przykład w Muzeum Historii, które mieści się w dawnym portugalskim forcie, także służącym handlowi niewolnikami.

muzeum można fotografować tylko z zewnątrz

 Muzeum jest bardzo ciekawe, ale niestety przewodnik oprowadzał mnie po francusku i nie pozwolił robić zdjęć, co nie najlepiej wpłynęło na zrozumienie i zapamiętanie tego co mówił. Najbardziej utkwiło mi w pamięcie zdanie, które powtórzył z dziesięć razy, pokazując zdjęcia z Brazylii i Beninu.
- Benin, Brazylia, tak samo! – z zadowoleniem mówił przy każdej parze fotografii, z których wynikało, że zrodzona w Beninie kultura vodun wraz z niewolnikami dostała się do Ameryki i teraz kwitnie sobie równolegle wśród bardzo od siebie oddalonych, ale spokrewnionych ze sobą ludzi.

Oprócz bycia ważnym punktem religijno-historycznym, jest Ouidah także normalnym afrykańskim miastem. Po którym – gdyby nie powalający upał i kłopoty ze znalezieniem sklepu z wodą w butelkach – mogłabym bez końca chodzić i przyglądać się życiu.

drzewa nie są dodatkami - duże drzewo to ważny element każdej miejscowości

centrum Ouidah

różne wierzenia wzajemnie się uzupełniają, więc normalnym jest, że świątynia pytonów znajduje się naprzeciwko ...

... koscioła katolickiego

a na ulicach znajdują się kapliczki vodun

i chrześcijańskie

jest architektura prosta

i bardziej wyszukana

są sklepy z włosami

i stacje benzynowe (ubiegając pytania, napiszę od razu, że 650 CAF to 1 €)


no a przede wszystkim są ludzie


 radosne dzieci wołają na widok białego - Jowo, jowo, bonsoir (zdaje się, że pora dnia nie ma wpływu na okrzyk, zawsze jest dobry wieczór. A jowo to w tutejszym języku "biały człowiek")



udało mi się nawet zobaczyć lokalnego króla, wracającego do swojego pałacu


Podobało mi się w Ouidah i chętnie tam wrócę, zwłaszcza, że dopiero po przyjeździe do Polski odkryłam, że właśnie z Ouidah pochodzi Angelique Kidjo. Miasto chyba nie docenia tego faktu, przynajmniej mnie nikt o tym nie wspomniał. A przecież mogliby zrobić z domu sławnej piosenkarki atrakcję turystyczną i artystyczną.


Dla tych, którzy nie znają pani Kidjo poniżej link do jej występu podczas koncertu uświetniającego wręczenie nagród Nobla. Obejrzyjcie koniecznie, bo rozruszać strasznie ważnych ludzi w bardzo drogich garniturach, to wyczyn nie lada. Tylko uprzedzam – ciężko będzie potem wrócić do biurka, zasiąść sztywno przy komputerze i zająć się wypisywaniem faktur czy sporządzaniem umów.
Też poczuliście, że najbardziej na świecie chcecie teraz zaraz i koniecznie natychmiast znaleźć się w Afryce?? Bo ja tak…

na koniec jeszcze zdjęcie z muzeum afrykańskiej sztuki współczesnej, bo zapomniałam o nim napisać, a też jest!

2 komentarze:

  1. Ile tu kultur wpływów się miesza aż do dnia dzisiejszego! A dzieci wszędzie takie same ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne miejsce, wspaniałe fotografie. Kultury, tradycje, zwyczaje... cos wspaniałego

    OdpowiedzUsuń