sobota, 14 listopada 2020

KrajKuchnia - Japonia

 Japonia to kraj, w którym nawet zwykła wizyta w banku stanowi dla turysty nie lada atrakcję.


A każdy posiłek jest przygodą godną Indiany Jonesa. Właściwie oprócz ryżu i makaronu, wszystko co jadłam w Japonii było dziwne i absolutnie nieznane. 


A jednocześnie takie pyszne! Nie przypominam sobie, żeby cokolwiek mi tam nie smakowało, choć kompletnie nie wiem, co jadłam.

tradycyjna japońska kawiarnia

Dlatego też wiedziałam, że danie japońskie, które przygotuję w ramach projektu KrajKuchnia musi spełniać takie dwa podstawowe warunki: być dziwne i smaczne. Przepis znalazłam w wydanej 30 lat temu książce, która sama w sobie spełnia pierwszy warunek, bowiem została tak oprawiona, że trzeba czytać ją do góry nogami. W tej to dziwnej publikacji znajduje się przepis na ochazuke, czyli zupę z zielonej herbaty.


Do jej wykonania potrzebne są: sezam, ryż, płat alg nori, kilka listków rukwi wodnej (u mnie w zastępstwie roszponka), pasta wasabi i zielona herbata.

przed japońskimi restauracjami bardzo często wystawione są plastikowe przedstawienia oferowanych dań

Najpierw należy ugotować ryż, uprażyć na suchej patelni sezam


 i „odświeżyć nori, przesuwając je kilkakrotnie nad niewysokim płomieniem lub fajerką”.
 Szczęśliwie mam kuchenkę gazową i dysponuję płomieniem, mogłam zatem wykonać to polecenie. Tylko trudno było mi jednocześnie panować nad ogniem i robić zdjęcia, więc fotografia jest raczej taka sobie – wybaczycie, mam nadzieję.



Opalone nori kroi się następnie w cienkie paski, którymi należy posypać włożony do miseczki ryż. Na oddzielnym zaś talerzyku umieszcza się trochę wasabi i część sezamu. Resztę dokłada się do ryżu.


Dalsze czynności, czyli zaparzenie herbaty, wykonuje się bezpośrednio przed spożyciem, tak by do miseczki wlać gorący płyn. 


Zupę ozdabia się jeszcze zielonymi listkami i zjada ze smakiem, dokładając sobie w miarę jedzenia wasabi.

zupa prezentuje się bardzo pięknie w prawdziwej japońskiej miseczce do zupy, którą dostałam od D. na długo zanim sama pojechałam do Kraju Kwitnącej Wiśni

Brzmi to wszystko raczej dziwnie, ale daje zaskakująco przyjemny efekt. Zupa smakowała mi na tyle, że postanowiłam zaserwować sobie dokładkę (japońskie miseczki na zupę są tylko troszkę większe od filiżanek do espresso, więc dokładka nie oznacza wcale nadmiernego obżarstwa). I tu popełniłam błąd, przed którym Was ostrzegam. 

przeglądałam album ze zdjęciami z Japonii, żeby pokazać Wam coś kulinarnego, ale kilka widoczków też nie zawadzi

Pamiętajcie, że zalana gorącą wodą herbata cały czas pracuje i po dziesięciu minutach staje się naprawdę mocną siekierą. Dlatego do zupy trzeba wlewać ją po 1-2 minutach parzenia, a nie później. Niestety nie pomyślałam o tym i druga porcja zrobiła się gorzka.


 No nic, człowiek uczy się na błędach, następnym razem będę mądrzejsza. Choć następnym razem raczej nie będzie zupy z herbaty, bo czeka nas spotkanie z kuchnią Jemenu. Zapraszam!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz