Zawsze zazdrościłam dawnym podróżnikom, którzy wypełniali
białe plamy na mapie świata. Jechali w nieznane, poznawali, odkrywali, dotykali
tajemnic. A dziś co? Wszystko jest już zbadane i opisane. Tak mi się do tej
pory wydawało.
Wyjazd do Beninu odmienił mój pogląd.
Zacznijmy od tego, że chociaż kraj ten oczywiście widnieje na
mapach, to w naszej części świata wiedza o jego istnieniu jest praktycznie
zerowa. Spośród wszystkich osób, którym mówiłam, gdzie planuję spędzić urlop, właściwie tylko jedna A. nie spytała: gdzie to? I co to w ogole jest – miasto, region, kraj? (a że
A. jest z wykształcenia afrykanistką, więc nie powinnam jej chyba wliczać do
statystyk).
Pojechałam zatem poniekąd w nieznane. Liczne przesiadki i
międzylądowania utwierdziły mnie w przekonaniu, że wybieram się na koniec
świata.
lubię takie końce świata
Na miejscu zaś okazało się, że mam szczęście i dotykam
białych plam. Nie w sensie geograficznym. Zarówno Benin, jak i Togo (byłam
trochę tu i trochę tu) są jak najbardziej opisane, obfotografowane i
zaopiekowane przez mapy Google’a i inne internety. Na pierwszy pobieżny rzut
oka są to zwykłe afrykańskie kraje – gorące,
trochę chaotyczne,
bardzo kolorowe.
Wystarczy jednak spojrzeć odrobinę uważniej, by stwierdzić, że wkraczamy w
nieznane.
Voodoo kojarzy nam się
wyłącznie z pozbywaniem się wrogów za pomocą wbijania szpilek w specjalne
laleczki. To zasługa, czy raczej wina głównie twórców z Hollywood. Tymczasem
prawdziwe vodun (tak najczęściej zapisuje się tę nazwę w Afryce Zachodniej i tak ja będę ją
pisała) to religia, a także kultura i tradycja od zawsze towarzysząca życiu
Benińczyków i Togijczyków.
Vodun dla lepszego i bardziej oświeconego świata - tak napisano na trybunie, która służy obchodom narodowego święta Beninu
Dla europejskiego oka nieco zadziwiająca, ale jak
najbardziej prawdziwa i poważna. Nie żadne fiku miku czary mary, tylko głębokie
duchowe przeżycia. Vodun nie jest atrakcją turystyczną ani zabawą i podczas
dwutygodniowego pobytu nie da się poznać jego tajemnic. Dzięki wspaniałej
przewodniczce, B. (http://www.eduafryka.org/)
udało mi się nie przegapić kilku fetyszy
i zauważyć drobne znaki, które z pewnością
umknęłyby niewprawnemu oku.
sama nie wpadlabym na to, że kijek, kokosowe łupiny i flaga to obiekty sakralne
Jednak zobaczyć a poznać i zrozumieć to dwie różne
sprawy. Dlatego nie spodziewajcie się tu kompendium wiedzy o vodun (kupiłam co
prawda stosowną książkę, ale po francusku, więc przeczytanie jej zajmie mi
dłuższy czas).
Pokażę Wam tylko to co widziałam i czego doświadczyłam (dzięki
nieocenionej B.).
szaman reklamujący swoje usługi
kapliczka
w środku może wyglądać tak
albo tak
świątynia
zangbeto, czyli strażnik wioski i nocy, podczas wspaniałej uroczystości, o której szczegółowo opowiem już wkrótce
Gdyby zaś pojawiły się Wam dręczące i nieznajdujące
odpowiedzi pytania, to wpisujcie je w komentarzach – przekażemy do Beninu i
może na niektóre z nich uda się znaleźć odpowiedzi.
pozdrowienia z Beninu
Widać każdy człowiek musi wierzyć w jakąś inną, obcą siłę sprawczą, która na całym świecie przybiera różne nazwy i trochę zwalnia ludzi z odpowiedzialności za swoje życie. Powiedzenie „Bóg (lub tu wstawić odpowiednią nazwę bóstwa) tak chciał” pomaga często przeżyć spadające na ludzi tragedie lub dziękować za szczęście.
OdpowiedzUsuńPięknie i kolorowo poza tym :)
OdpowiedzUsuń