Po dziwnych przekąskach jedzonych w ciągu dnia, pora na w
miarę normalny wieczorny obiad.
Z przyczyn logistycznych stołowanie wypadało
nam najczęściej w niewielkiej i niezbyt wykwintnej knajpce naprzeciwko naszego
hostelu.
zestaw obowiązkowy w każdej restauracji
Oprócz obrazkowego menu, lokal ten miał zaletę w postaci
anglojęzycznego kelnera, który po dwóch dniach stał się naszym przyjacielem.
Gdyby rzecz działa się w Syrii czy Jemenie, to nie byłabym zdziwiona, ale
przecież byłam w Chinach, gdzie komunizm, wycofanie, zachowywanie twarzy itd. itp.
Okazuje się jednak, że stereotypy wszędzie są do bani. Młody Chińczyk nie tylko
mówił po angielsku i – mimo polityki jednego dziecka - miał siostrę, to jeszcze wykazywał się
iście bliskowschodnią gościnnością.
na pierwszym planie 回家的路
w tle nasze zbawienie - obrazkowe menu
Ani razu nie pozwolił nam zapłacić za napoje,
za każdym razem obdarowywał nas na wychodnem puszkami pepsi i seven up, a
ostatniego wieczoru był sponsorem całego kilkudaniowego posiłku z piwem
włącznie.
nie wiem dlaczego kalafior zawsze podawany jest w kociołku, pod którym pali się ogień
Tak sobie myślę, że gdybym potrafiła choć trochę mówić po
chińsku, to może i inni ludzie okazaliby się być otwartymi i chętnymi do
zadzierzgnięcia znajomości.
Wniosek? Uczyć się trzeba języków!
danie z fasolki i paryczek chili, z przewagą tych drugich
Tym mało kulinarnym akcentem żegnam się dziś i zapraszam za tydzień
na poobiednią herbatkę.
proste i przepyszne danie ze szpinaku i orzeszków
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz