Dzisiejszy Pekin to nowoczesne miasto, pełne szklanych
wieżowców i blokowisk.
Jednak taki wygląd ma chińska stolica zaledwie od
chwilki (no bo co to jest kilkadziesiąt lat w porównaniu z trzema tysiącami lat
historii miasta). Natomiast od bardzo bardzo dawna, czyli od mniej więcej
dziewięciu wieków, w pekińskim pejzażu królują hutongi.
Jak podaje Wikipedia, hutong to tradycyjny chiński zespół
szczelnie połączonych ze sobą parterowych budynków. Początkowo budowano je
głównie dlatego, że sprawdzały się podczas rozlicznych oblężeń miasta, a potem
stały się elementem chińskiej tradycji.
Współczesne Chiny mają do tradycji stosunek ambiwalentny,
czasem podtrzymują i pielęgnują, a czasem bezlitośnie niszczą. Wszystko zależy
od aktualnej koncepcji. I tak na przykład nawet ślad nie pozostał po hutongach w
okolicy Wangfuijng.
Najpierw małe domki burzono, żeby zrobić miejsce domom
towarowym, potem – w czasie rewolucji kulturalnej – niszczono tradycyjne i
jednocześnie burżuazyjne sklepiki z antykami i biżuterią, no a potem to już
nie było co ratować i co prawda po 1978 roku odrestaurowano ulicę, ale było to
raczej budowanie od nowa.
Dziś przy Wangfujing stoi kilka wielopiętrowych
centrów handlowych.
największa w Pekinie, a może nawet w całych Chinach, księgarnia
Jednak nie wszystkie hutongi zostały zburzone i wciąż
jeszcze można zapuścić się w wąskie uliczki i podglądać toczące się tam życie.
koło naszego hostelu był mały placyk, na ktorym codziennie grano w karty, madżonga i chińskie szachy
parkowa kamienna plansza do gry w chińskie szachy
Nie
jest ono łatwe, bowiem w hutongach (o ile nie zostały poddane modernizacji) nie
ma łazienek i mieszkańcy muszą korzystać
z toalet publicznych. Być może właśnie dzięki tradycji hutongowej Chińczycy
stawiają te toalety wszędzie. Chyba nigdzie indziej na świecie nie ma tak
gęstej sieci toaletowej. I być może nawet chińskie mamy wcale nie uczą swoich
dzieci, żeby przed wyjściem z domu koniecznie zrobiły siusiu. Nie ma takiej
potrzeby, bo będąc gdziekolwiek w mieście, dziecko zawsze znajduje się nie
dalej niż sto metrów od bezpłatnej i z reguły czystej toalety.
w miejscach odwiedzanych przez turystów są nawet napisy po angielsku. Dlaczego należy się podnosić powoli? Nie mam pojęcia.
Od strony wąskiej (czasem tak bardzo, że nie da się przejechać
samochodem)
być może dlatego właśnie po Pekinie jeździ mnóstwo dziwnych i wąskich pojazdów
ulicy hutongi wydają się małe, jednak po przejściu przez bramę
okazuje się, że wewnątrz jest dość sporo miejsca.
drzwi prawie zawsze są otwarte
Szczególnie przydatne wydają
mi się wewnętrzne dziedzińce, na których dzieci mogą się bezpiecznie bawić
dzieci, a pranie spokojnie schnąć. Z tego drugiego korzystałam i ja, bo
zupełnie niechcący zarezerwowałam noclegi w hutongowym hostelu. Ale nie
denerwujcie się, łazienka była!
hostelowy dziedziniec
Oprócz hutongów zburzonych lub pozostawionych samym sobie są
też hutongi odrestaurowane i przekształcone w urocze uliczki,
przy których
artyści otwierają małe galerie,
a restauratorzy knajpki i z zagranicznym
jedzeniem i napojami z całego świata.
kieliszek polskiego spirytusu kosztuje w Pekinie 50 zł!
nie samą chińszczyzną żyje Chińczyk
Chodzenie po hutongach wciąga i trzeba bardzo uważać, bo
łatwo stracić dzień lub dwa.
widać hutongi są ciekawe nie tylko dla turystów, widziałam w nich kilka ślubnych sesji zdjęciowych. Tę młodą parę lubię szczególnie, bo pozują i usmiechają się specjalnie dla mnie ;)
I nagle człowiek orientuje się, że zamiast
zwiedzać sztandarowe zabytki, wałęsa się wśród tych sklepików, galeryjek,
mikroskopijnych ogródków.
Ale może to właśnie jest prawdziwe poznawanie Pekinu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz