czwartek, 26 lipca 2018

Obiady czwartkowe


Jak powszechnie wiadomo, Chińczycy potrafią zjeść wszystko. Trudno więc w kilka dni poznać całą szeroką ofertę kuchni chińskiej. Coś tam jednak się udało i to coś postaram się opisać. Pomyślałam, że nie będę się silić na żadne wyrafinowane systemy klasyfikacji pożywienia i przedstawię po prostu po kolei co jadłam. Od śniadania począwszy.

od razu wiadomo, że stoimy przed restauracją

Chińskie śniadanie w każdej restauracji w okolicy naszego hostelu wyglądało tak samo, czyli tak: pierożki z mięsem w zupie

pierożki w zupie różnią się od innych długim ogonem z ciasta - wygladają trochę jak bardzo najedzone rybki welony 


 lub gotowane na parze, herbaciane jajka i zestaw marynowanych warzyw.

tu jeszcze widać ryżankę, ale jadłam ją tylko raz, bo była zupełnie bez smaku

Pierożki można zamówić w cieście delikatnym cienkim lub grubszym bułowatym. Oczywiście jeśli się włada piękną mową chińską. Jeżeli nie to trzeba po prostu pokazać na piramidę koszyczków do gotowania na parze i liczyć na to, że miły pan restaurator pamięta od wczoraj, które pierożki lubimy najbardziej.

w drogiej restauracji przy eleganckiej ulicy pierogi wyrabiane są na oczach klientów i przechodniów

 Jeśli jest się akurat w nastroju do eksperymentów, można zamówić pierożki spiralnie skręcane, które przy bliższym poznaniu okazują się być nie pierogami, a zwykłą bułką. 



Taka chińska kajzerka idealnie pasuje do słonych i bliżej nieznanych warzyw. Pobiera się je samemu według uznania z baru sałatkowego rozstawianego codziennie rano na jednym ze stołów. 


Zestaw jest zawsze ten sam – marchewka, która mi nie smakowała, kapusta pekińska, zawsze najszybciej zjadana przez klientów oraz dwa inne warzywa nieznane ani z imienia, ani z wyglądu. Zielone zalatywało lekko wodorostami, a brązowe było okropnie słone i bardzo mi smakowało, choć nikt z moich współbiesiadników nie podzielał tej sympatii.
Obok misek z sałatkami stała zawsze miednica, w której pływały jajka. Każdy mógł sobie wyłowić ile chciał, obrać i zjeść ze smakiem bez potrzeby solenia, bo sos sojowo-herbaciany nadawał jajkom odpowiednią słoność.


Do takiego standardowego śniadania oczywiście idealnie  pasujeherbata jaśminowa. Nasz pan zawsze dawał nam dzbanek tak pełny, że pachnący jaśminami płyn wylewał się dzióbkiem, dając obietnicę wspaniałego finału śniadania.

zdjęcia herbacie nie zrobiłam, więc pokażę Wam jeszcze jeden rodzaj pierożków - tym razem nie śniadaniowych a uliczno-przekąskowych

Jeszcze tylko wymiana uprzejmości (w większości niewerbalnych) z panem restauratorem i już można ruszać na odkrywanie tajemnic miasta giganta. Aż do obiadu, kiedy to głód znów zagoni nas do jakiegoś lokalu gastronomicznego. Ale o tym to już napiszę za tydzień!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz