poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Iran, opowieść siódma - o chrześcijanach

Choć chrześcijan nie ma w Iranie zbyt wielu, to w każdym większym mieście da się znaleźć kościół, a w Isfahanie jest nawet cała chrześcijańska dzielnica. 

kościół w Teheranie


To znaczy dzielnica jest ormiańska, ale w Iranie Ormianin i chrześcijanin to właściwie to samo.

uliczka koło isfahańskiej katedry

W XVII wieku mieszkańcy Armenii zostali przywiezieni, czy może raczej przygnani do Isfahanu przez szacha Abbasa I Wielkiego. Powodowały nim dwa względy. Po pierwsze zniszczył i wyludnił ormiańskie miasta, żeby nie przydały się w żaden sposób Turkom, z którymi toczył wojnę. Po drugie zaś chciał zapewnić sobie korzyści, jakie dawało posiadanie w swoim kraju wspaniałych ormiańskich rzemieślników. Dlatego pozwolił kilkuset tysiącom imigrantów stworzyć w Isfahanie namiastkę ojczyzny. W dzielnicy, którą nazwali Dżulfa – tak jak miasto w Armenii – zbudowali piękną katedrę


 i założyli chrześcijański cmentarz. 


W czasie drugiej wojny światowej stał się on miejscem wiecznego spoczynku także dla imigrantów z Polski.
Nie jedyny to sposób w jaki przybysze z Armenii połączyli Polskę z Iranem. Jako się rzekło Ormianie byli znakomitymi rzemieślnikami. I to oni właśnie wytwarzali niezbędne każdemu porządnemu polskiemu szlachcicowi pasy kontuszowe. Na długo zanim zyskały miano pasów słuckich, wytwarzano je w Isfahanie. W XVIII wieku, gdy Persja padła ofiarą najazdu afgańskiego, część Ormian przeniosła się bliżej Rzeczypospolitej, najpierw do Konstantynopola (potomkowie tych, którzy tam pozostali doświadczyli później tureckiej rzezi), 

Ormianie na całym świecie pamiętają o tragedii swojego narodu

a potem do Polski. W dalszym ciągu zajmowali się rzemiosłem. Ich warsztaty tkackie, produkujące pasy kontuszowe, nazywano persjarniami, a samych tkaczy – persjaninami.
Nie wszyscy jednak wyjechali. Dzisiejsza Dżulfa to bardzo miła i pełna życia dzielnica. Można w niej nie tylko odwiedzić wspaniałą katedrę

katedra z XVII wieku jest naprawdę imponująca, ale tłumy turystów - irańskich i pewnie w większości muzułmańskich - uniemożliwiają zwiedzenie jej w należyty sposób

 czy muzeum z psałterzami nawet z XII wieku, 


mają też najmniejszy modlitewnik świata

ale też pójść do kawiarni na tradycyjne ormiańskie ciastko 

to jest jedno ciastko. Jadłam je przez trzy dni!

albo po prostu pospacerować po uliczkach, które w trudny do określenia, ale wyczuwalny sposób różnią się od ulic w dzielnicach muzułmańskich.


Można też porozmawiać z irańskimi Ormianami. Mnie oczywiście najbardziej ciekawiło to, jak żyje się wyznawcom Chrystusa w ortodoksyjnie muzułmańskim kraju. Odpowiedź była taka sama jak u zoroastrian. Nikt ich nie prześladuje i nie zabrania kultywowania swojej religii.
- Jedyną uciążliwością jest to – pani sprzedająca w przykościelnym sklepiku dotknęła ręką chusty na głowie. Poza tym, żyje nam się tu dobrze. Jesteśmy przecież u siebie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz