sobota, 2 kwietnia 2016

Tęskno mi do Urfy

Wiem, że wierni czytelnicy czekają na kolejny odcinek opowieści o Laosie i miałam już nawet przygotowaną historię na dziś, ale moc silniejsza ode mnie każe mi napisać o czymś innym.
Czytam właśnie książkę Dariusza Rosiaka o chrześcijanach na Bliskim Wschodzie i tak się składa, że akurat razem z autorem dotarłam do Urfy w tureckim Kurdystanie. 



Miasto to, jako pierwsze założone po Potopie, ojczyzna Hioba oraz Abrahama i  pierwsze, które przyjęło chrześcijaństwo nie mogło zostać w tej książce pominięte. Nie mogło też nie znaleźć się na trasie mojej wędrówki po Kurdystanie. I choć od tej wyprawy minęło już kilka lat, doskonale pamiętam, że już wtedy wyjeżdżając z Urfy (w Biblii noszącej nazwę Ur) żałowałam okrutnie, że spędziłam tam tak mało czasu. Na pocieszenie obiecywałam sobie rychły powrót. I co prawda, jak głosi legenda, sam Jezus napisał do Abgara, króla Urfy, że jego miasto przetrwa do końca świata, czyli ciągle jest szansa, to jednak to co dzieje się ostatnio na Bliskim Wschodzie nie napawa mnie optymizmem.

bazar miejski

Dlatego zamiast pędzić po bilet na samolot, po przeczytaniu fragmentu o Urfie, sięgnęłam po album ze zdjęciami i bez reszty zatopiłam się we wspomnieniach.
Przypomniałam sobie stawy ze świętymi karpiami. 


Jak głosi legenda, król Nimrod, któremu nie podobał się Abraham i jego krytyka pogaństwa, postanowił pozbyć się proroka. Kazał zbudować wielką procę, z której wystrzelił Abrahama w kierunku płonącego stosu.  W czasie, kiedy święty mąż leciał, Bóg zmienił ogień w wodę, a rozżarzone węgle w karpie, które utworzyły ze swoich ciał miękkie lądowisko. Od tego czasu karpie uważane są w Urfie za święte ryby. Swobodnie pływają sobie w kilku stawach w centrum starej Urfy, a żaden mieszkaniec miasta nigdy w życiu nie ośmieli się zrobić im krzywdy. Wokół stawów rozciąga się bardzo przyjemny park z wieloma kawiarniami. Można usiąść sobie przy stoliku i przy szklaneczce tureckiej herbaty (podawanej obowiązkowo w szklance w kształcie tulipana) 


cieszyć się chłodem bijącym od stawów z fontannami i obserwować święte ryby.


Niedaleko stawów znajduje się bardzo ważne miejsce – grota, w której urodził się Abraham. Wspomniany już wcześniej król Nimrod prześladowania Abrahama zaczął jeszcze przed jego narodzeniem. Przestraszył się przepowiedni, według której wkrótce narodzone dziecię miało w przyszłości pozbawić go władzy. Dlatego też – zupełnie tak samo jak później Herod – rozkazał zabić wszystkie niemowlęta. Matce Abrahama udało się ukryć i urodzić syna w jaskini. Do tego świętego miejsca wierni pielgrzymują do dziś. Ja też tam byłam. O, tu widać wejście do budynku otaczającego grotę. Mężczyźni wchodzą z prawej strony, kobiety z lewej.


Tuż obok  stoi meczet. Pamiętam jak fantastycznie było w jego wnętrzu. Na dworze 30 stopni, a tam nie tylko, że było chłodno, to jeszcze tak cudnie pachniało różami…


Tak, w pamięci pozostało mi wiele takich chwil. Pyszne lody (jadło się je nożem i widelcem) w kawiarni, której pracownicy co wieczór rozstawiali na ulicy fontannę. 
Zaułek krawców, gdzie podarte spodnie zszyto mi na poczekaniu tak rewelacyjnie, że zupełnie nie było widać żadnego szwu. 

w Warszawie dziura w jednej z dwóch par posiadanych spodni byłaby problemem, w Kurdystanie bez trudu znalazłam krawca (a kilka dni później szewca)

W zaułku tytoniowym 


widoczni poniżej panowie poprosili mnie o zdjęcie, 


a panowie sprzedający orzeszki koło cytadeli, dali nam całą garść świeżych fistaszków – do końca wyjazdu znajdowałam orzeszki w kieszeniach. 

był akurat sezon na orzeszki - są czerwone, bo taki kolor mają świeże łupinki

I tych panów spacerujących po parku koło stawów tez doskonale pamiętam.


Pamiętam nawet gołębie, które mieszkały z nami w hotelu. 


Strasznie się wierciły  i musiałam się nieźle namęczyć, zanim udało mi się zrobić im chociaż jedno znośne zdjęcie.

a to staw powstały z łez córki Nimroda, Zelihy

Mówię Wam, jak ja bym chciała pojechać jeszcze kiedyś do Urfy! No nic, na razie wracam do książki Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan. Z niej pochodzi cała wiedza przekazana Wam w tym wpisie. I być może nie należy winić pana Rosiaka za to, że dziś nie mogę myśleć o niczym innym, tylko o Urfie, znanej tez jako Sanlıurfa, Edessa i Ur. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz