O tym, że zupa ważnym daniem jest, nie trzeba chyba nikogo
przekonywać. Znakomicie wypełnia pusty żołądek, rozgrzewa i w ogóle ma same
zalety. Wiemy o tym my, wiedzą i mieszkańcy Dalekiego Wschodu.
W Laosie jest to danie podstawowe, serwowane zarówno w eleganckich restauracjach,
jak i
przydrożnych barach czy obwoźnych jadłodajniach.
restauracja czasowa, czynna wtedy, gdy na sąsiedniej ulicy działa targ poranny
W cenę biletu autobusowego z Luang Prabang do Vang Vieng
wliczony był posiłek. Jak najszybciej i najsprawniej nakarmić czterdzieści
osób? Oczywiście zupą! Jedna pani wkładała do miski świeżą roślinność, druga
dorzucała makaron, który zanurzała przedtem na chwilę we wrzącym rosole,
dolewała trochę płynu i gotowe! Po dziesięciu minutach przed każdym pasażerem
autobusu stała miska parującej, smacznej i świeżej zupy.
Azjatycką zupę je się oczywiście pałeczkami. W Europejczyku
taki pomysł budzi w pierwszej chwili zdziwienie, ale po chwili zastanowienia
(lub po nieudanej próbie zjedzenia dania łyżką) musi dojść do wniosku, że to
jedyne sensowne rozwiązanie.
sterylizacja pałeczek promieniami słonecznymi :)
Zarówno długie makaronowe nitki, jak i bukiety
kwiatów, liście kapusty czy łodygi innej zieleniny, o wiele wygodniej chwytać
pałeczkami niż jakimikolwiek innymi urządzeniami.
w dobrej zupie musi pływać wiele rodzajów zieleniny,
którą uprawia się na spadzistych nadrzecznych poletkach
A kiedy wyje się już całą
treść zupy, płyn można po prostu wypić z miseczki jak ze szklanki.
Słowo miseczka nie jest chyba najszczęśliwsze, bo laotańska
zupa podawana jest zazwyczaj w salaterce (u cioci na imieninach mieści się w
takiej sałatka jarzynowa dla 15 osób). To kolejna zaleta tego dania, po
zjedzeniu zupy człowiek czuje się syty i zadowolony z życia i w ogóle nie musi się
już rozglądać za drugim daniem.
czasem salaterka to za mało, dodatki podawane są w drugiej misce
No, chyba, że akurat pani z sąsiedniego stolika
postanowi zapoznać turystów z lokalnym specjałem.
W wiosce producentów whisky trafiliśmy do lokalnej restauracyjki,
w której akurat gotowano zupę.
rodzinna restauracja w wiosce producentów whisky
Kucharka najpierw łyżką wazową nabrała z garnka
trochę płynu, żebyśmy mogli spróbować i zaakceptować danie, a potem pobiegła po
kwiatki i inne dodatki do zupy.
grzyby i liście wymagające dłuższego gotowania już są, świeże kwiaty zostaną dorzucone później
Usiedliśmy przy jednym z dwóch stolików, przy drugim miejscowa
pani jadła kiszoną kapustę. Kiedy podsunęła nam swój talerz i zachęciła do
spróbowania, bardzo się ucieszyłam, bo akurat dzień wcześniej czytałam o tym,
że kiszona kapusta to tradycyjne laotańskie danie. Spróbowałam, doszłam do
wniosku, że jest trochę podobna do naszej, a trochę inna i uznałam, że na tym
kończy się moja przygoda z kapustą w Laosie.
kapusta jest kiszona i doprawiona sosem rybnym, sezamem i kilkoma innymi dodatkami
Okazało się jednak, że pani –
chyba na skutek naszych głośno wyrażanych zachwytów – zrozumiała, że chcemy
zjeść więcej i zamówiła nam cały talerz kapusty. Co było robić – choć po zupie
nie byłam już w ogóle głodna, nie wypadało nie jeść. Poza tym, jak głosi
mądrość ludowa – jak się ma zmarnować, lepiej odchorować…
a jak się już zupełnie nie chce zmieścić w żołądku, to zawsze można kupić danie na wynos. Azjaci są mistrzami pakowania sosów i innych płynów w śliczne pękate torebeczki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz