czwartek, 7 kwietnia 2016

Obiady czwartkowe

O tym, że zupa ważnym daniem jest, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Znakomicie wypełnia pusty żołądek, rozgrzewa i w ogóle ma same zalety. Wiemy o tym my, wiedzą i mieszkańcy Dalekiego Wschodu. 



W Laosie jest to danie podstawowe, serwowane zarówno w eleganckich restauracjach, 


jak i przydrożnych barach czy obwoźnych jadłodajniach.

restauracja czasowa, czynna wtedy, gdy na sąsiedniej ulicy działa targ poranny

W cenę biletu autobusowego z Luang Prabang do Vang Vieng wliczony był posiłek. Jak najszybciej i najsprawniej nakarmić czterdzieści osób? Oczywiście zupą! Jedna pani wkładała do miski świeżą roślinność, druga dorzucała makaron, który zanurzała przedtem na chwilę we wrzącym rosole, dolewała trochę płynu i gotowe! Po dziesięciu minutach przed każdym pasażerem autobusu stała miska parującej, smacznej i świeżej zupy.


Azjatycką zupę je się oczywiście pałeczkami. W Europejczyku taki pomysł budzi w pierwszej chwili zdziwienie, ale po chwili zastanowienia (lub po nieudanej próbie zjedzenia dania łyżką) musi dojść do wniosku, że to jedyne sensowne rozwiązanie.

sterylizacja pałeczek promieniami słonecznymi :)

 Zarówno długie makaronowe nitki, jak i bukiety kwiatów, liście kapusty czy łodygi innej zieleniny, o wiele wygodniej chwytać pałeczkami niż jakimikolwiek innymi urządzeniami. 

w dobrej zupie musi pływać wiele rodzajów zieleniny,

którą uprawia się na spadzistych nadrzecznych poletkach

A kiedy wyje się już całą treść zupy, płyn można po prostu wypić z miseczki jak ze szklanki.
Słowo miseczka nie jest chyba najszczęśliwsze, bo laotańska zupa podawana jest zazwyczaj w salaterce (u cioci na imieninach mieści się w takiej sałatka jarzynowa dla 15 osób). To kolejna zaleta tego dania, po zjedzeniu zupy człowiek czuje się syty i zadowolony z życia i w ogóle nie musi się już rozglądać za drugim daniem. 

czasem salaterka to za mało, dodatki podawane są w drugiej misce

No, chyba, że akurat pani z sąsiedniego stolika postanowi zapoznać turystów z lokalnym specjałem.
W wiosce producentów whisky trafiliśmy do lokalnej restauracyjki, w której akurat gotowano zupę. 

rodzinna restauracja w wiosce producentów whisky

Kucharka najpierw łyżką wazową nabrała z garnka trochę płynu, żebyśmy mogli spróbować i zaakceptować danie, a potem pobiegła po kwiatki i inne dodatki do zupy.

grzyby i liście wymagające dłuższego gotowania już są, świeże kwiaty zostaną dorzucone później

Usiedliśmy przy jednym z dwóch stolików, przy drugim miejscowa pani jadła kiszoną kapustę. Kiedy podsunęła nam swój talerz i zachęciła do spróbowania, bardzo się ucieszyłam, bo akurat dzień wcześniej czytałam o tym, że kiszona kapusta to tradycyjne laotańskie danie. Spróbowałam, doszłam do wniosku, że jest trochę podobna do naszej, a trochę inna i uznałam, że na tym kończy się moja przygoda z kapustą w Laosie. 

kapusta jest kiszona i doprawiona sosem rybnym, sezamem i kilkoma innymi dodatkami

Okazało się jednak, że pani – chyba na skutek naszych głośno wyrażanych zachwytów – zrozumiała, że chcemy zjeść więcej i zamówiła nam cały talerz kapusty. Co było robić – choć po zupie nie byłam już w ogóle głodna, nie wypadało nie jeść. Poza tym, jak głosi mądrość ludowa – jak się ma zmarnować, lepiej odchorować…

a jak się już zupełnie nie chce zmieścić w żołądku, to zawsze można kupić danie na wynos. Azjaci są mistrzami pakowania sosów i innych płynów w śliczne pękate torebeczki



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz