poniedziałek, 3 czerwca 2024

Na trasie Camino Primitivo

 Na trasie Camino Primitivo przechodzi się przez wiele wiosek, sporo małych miasteczek (jeśli mają chodniki, to znaczy, że mają tez bary, a to bardzo dla wędrowca ważna wiadomość)

poranek w barze

 i kilka miast.

Pierwsze to oczywiście Oviedo, stolica Asturii. Jest z pewnością miastem wartym bliższego poznania,

Woody Allen tak ładnie przedstawił Oviedo
w filmie "Vicky, Christina, Barcelona",
że aż postawiono mu pomnik 

 ale w dzień przed wyruszeniem w Drogę, człowiek jest tak rozemocjonowany, że nie w głowie mu zwiedzanie. 

park w centrum Oviedo

A potem, idąc przez miasto (około 2,5 km) od katedry do drogi prowadzącej na szlak, 

tu się zaczyna wyprawa

należy się skupić na wypatrywaniu znaków, a nie na podziwianiu architektury. 

w mieście znaki są nie żółte, tylko złote i umieszczone w chodniku

Tak więc nie mogę powiedzieć, żebym jakoś szczególnie dobrze poznała Oviedo.


Jakieś siedemdziesiąt kilometrów dalej leży Tineo, 

samiuśkie centrum Tineo

które – jak wyczytałam na tablicy w centrum miasta – jest „un balcon natural”. 

taki widok przy tablicy

Rzeczywiście położone jest pięknie. Do hotelu, w którym nocowałam, wchodziło się z ulicy od razu schodami w dół. Idąc nimi pierwszy raz, pomyślałam, że dostanę pokój w suterenie, może nawet bez okna. Tymczasem okazało się, że miałam taki widok z łóżka!


Wiele budynków w Tineo osiąga taki efekt dzięki usytuowaniu na stromych zboczach gór. Poza tym, miasto szczyci się muzeum sztuki sakralnej (gdy przyszłam, było zamknięte) 

muzeum przy kościele, też zamkniętym

oraz zegarem słonecznym pielgrzyma. 


Wypatrzyłam też upamiętnienie ofiar covidu, ale nie wiem, czy z tego Tineo może być dumne, bo pomniczek to raczej mizerny.


Ja pamiętać Tineo będę ze względu na spotkanie z młodą Czeszką. Zjadłyśmy razem kolację, podczas której opowiedziała mi, że idzie Camino już któryś raz i nigdy nie dochodzi do Santiago de Compostela. Ma czas i możliwości, nie o to chodzi, po prostu nie chce. Dla wszystkich dotarcie do celu jest najważniejsze, a tymczasem ona ceni sobie Drogę (tę przez duże D) i czuje, że dopóki nie doszła do Santiago, to wciąż może iść.

Droga

Myślałam potem o tym prawie za każdym razem, gdy mówiłam lub słyszałam od kogoś: Buen Camino! (czyli pewnie kilkadziesiąt razy dziennie), Dobrej Drogi!

Ciekawym miasteczkiem jest też Grandas de Salime, znajdujące się kolejne około siedemdziesiąt kilometrów dalej.

centrum Grandas de Salime

Dociera się do niego po pokonaniu najtrudniejszej góry, co już samo w sobie powoduje u wszystkich zadowolenie. 


Ja dodatkowo trafiłam tam do miłego albergue (hostel dla peregrinos, jak mówi się na wędrowców bez względu na język, w którym prowadzona jest konwersacja), 


w którego ogrodzie mogłam zdrzemnąć się pod drzewem czereśniowym. 


A potem zwiedziłam muzeum etnograficzne prezentujące zaskakująco bogata kolekcję wszystkiego. 

działający młyn

fabryczka wody sodowej

Są tam narzędzia rolnicze, pracownia krawiecka, gabinet dentystyczny, 

brr

no po prostu wszystko. 

nawet susząca się nad balią bielizna

Obejrzałam film o robieniu drewnianych butów (które są do dziś noszone, co wypatrzyłam już wcześniej w mijanych wioskach) 

to buty nie z muzeum, tylko sprzed czyjegoś domu

i zadumałam się nad mapą Europy wiszącą w szkolnej klasie. 

Prusy jako część powojennej Polski?

Trochę brakowało mi podpisów przy niektórych eksponatach, których przeznaczenia nie umiałam się domyślić, ale ogólnie bardzo mi się podobało.

myślicie, że to do robienia trwałej ondulacji? 
Stało u fryzjera

Największym miastem na trasie jest Lugo. Ale o tym napiszę już następnym razem 😊


najpierw była Asturia, potem weszłam do Galicji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz