Pójść pieszym szlakiem, zwanym z hiszpańska Camino, chciałam już ponad dziesięć lat temu. Pamiętam, że wyobrażałam sobie siebie idącą wśród pól i łąk
oraz siedzącą przy filiżance espresso na średniowiecznych placykach hiszpańskich miasteczek.
tu akurat mogłam przy kawie podziwiać starożytne mury miejskie |
Dlaczego wtedy nie poszłam? Zabijcie mnie, nie mam pojęcia. Wiem za to, że dziesięć lat później postanowiłam pojechać koleją transsyberyjską. Miałam już zaplanowane prawie wszystko – który odcinek pojechać jaką klasą i gdzie zrobić postój na podziwianie Bajkału. Czekałam tylko na możliwość zakupu biletów, które udostępniane są na trzy miesiące przed datą podróży. U mnie wypadało to w połowie marca 2022 roku.
Jak się łatwo domyślić, biletów nie kupiłam. Oczywiście na wybuch wojny nie mogłam nic poradzić, niemniej jednak, po raz drugi mój wielki plan podróżniczy nie doszedł do skutku.
Pomyślałam, że tak być nie może. Wyprawa na Syberię pewnie przepadła ostatecznie, ale właściwie, dlaczego miałabym nie pójść na Camino? Co prawda, teraz o wiele mi trudniej niż dziesięć lat temu o długi urlop, więc to siedzenie przy espresso trzeba było nieco ograniczyć, ale udało się zaplanować wystarczająco długi wyjazd, by pokonać wszystkie etapy Camino Primitivo i jeszcze mieć 3 dni w trakcie na odpoczynek.
Camino Primitivo zaznaczono żółtą linią |
Tras wiodących do Santiago de Compostela jest wiele. Zdecydowałam, że jako pierwszą (a może i jedyną) trzeba wybrać tę, od której się wszystko zaczęło.
Gdy odkryto grób św. Jakuba, jako pierwszy wybrał się do niego z pielgrzymką w 814 roku król Asturii, Alfons II Cnotliwy. Ruszył sprzed katedry w swojej stolicy, Oviedo.
katedra w Oviedo |
Czy pokonał dokładnie tyle kilometrów, ile dziś liczy Camino Primitivo i szedł (a może jechał konno, tego nie wiem) tymi samymi drogami?
podróż konna wciąż jest honorowana i podobno co roku przybywa w ten sposób do Santiago kilkaset osób |
Raczej nie, bo tysiąc lat temu nie istniały jeszcze niektóre z dzisiejszych dróg krajowych czy autostrad przecinających szlak. Ale z grubsza można przyjąć, że liczące 315 kilometrów Camino Primitivo, które łączy katedrę w Oviedo z katedrą w Santiago de Compostela, a po drodze przechodzi przez wiele małych i kilka większych zabytkowych miast, jest właśnie tym pierwotnym szlakiem, który dał tradycję pieszych wędrówek do Santiago.
Salas, miasteczko średniej wielkości |
Wydało mi się więc oczywiste, że pójdę tą trasą, nawet jeśli biegnie ona przez góry, a alpinistka ze mnie raczej mizerna.
Kiedy decyzja zapadła i zaczęłam się przygotowywać do podróży, nie tylko maszerując pod górę ulicą Agrykola, ale też czytając rozmaite relacje z Camino, zorientowałam się, że szlak Primitivo uznawany jest za trudny i że raczej nie chodzą nim osoby początkujące. Cóż, po raz kolejny potwierdziła się stara prawda, że jak wszyscy uważają, że czegoś się nie da, trzeba po prostu znaleźć osobę, która o tym nie wie.
Poleciałam zatem do Madrytu,
pojechałam autobusem do Oviedo
i pewnego deszczowego majowego poranka stanęłam przed posągiem króla Alfonsa.
A siedemnaście dni później zrobiłam pamiątkową fotkę na placu Obradoiro przed katedrą w Santiago de Compostela.
Co było pomiędzy?
Ukwiecone łąki,
dróżki wśród pól i lasów,
krowy,
trochę słońca,
więcej deszczu i błota.
No i spotkania z ludźmi – choćby dla samej atmosfery panującej na Camino (nie dotyczy to ostatnich 60 kilometrów),
ostatnie dwa dni idzie się zupełnie jak na Giewont czy Morskie Oko |
warto tam pójść. Tak dobrze, wśród obcych przecież ludzi, nie czułam się już dawno.
odpoczynek pod jedną z wielu wiejskich kapliczek |
A czy było trudno? Hm, gdyby pogoda bardziej dopisała i nie musiałabym obawiać się wywrotki na śliskich od błotach dróżkach (najgorsze były te biegnące w dół i złożone z zanurzonych w błocie kamieni i korzeni), to powiedziałabym, że nie za bardzo.
gdy nie padało, było cudnie |
Tylko jeden raz myślałam, że wyzionę ducha, bo przez kilka godzin trzeba było się wspinać. Kiedy, w którymś momencie zobaczyłam przyczepioną do drzewa reklamę taksówki, to przed jej zawołaniem ustrzegło mnie chyba jedynie to, że drzewo z kartką znajdowało się w samym środku górskiego lasu i żaden pojazd, nawet najbardziej terenowy, nie miał szansy tam dojechać.
Poza tym, wszystkie moje kryzysy brały się z błota. Nauczyłam się nawet nazywać je w wielu językach, choć na własny użytek przyjęłam zawołanie Włocha, z którym szłam któregoś dnia. Przed każdą przerażającą wodno-błotną kałużą przystawał na chwilę i mówił: porca miseria! Co bardzo - uważam - pasowało do sytuacji i stało się potem także moim zawołaniem.
Pewną trudność stanowiły też bąble, które pojawiły się na palcach, a potem i na pięcie. Ale to było do przewidzenia i po prostu należało się z tym pogodzić.
magnesy na lodówkę w sklepie z pamiątkami w Santiago |
Pomagała w tym rozbuchana majowa zieleń,
zapach kwiatów, siana (i krów).
czasem zdarzał się zapach cytryn i pomarańczy |
Bardzo podobało mi się też to, że mogłam zobaczyć taką zwykłą Hiszpanię. Nie miejscowości wypoczynkowe, czy sławne z zabytków miasta, a zwykłe wioski, często z całkiem skromnymi domami i wiejskimi obejściami.
Jakaś chałupina (na ogół kamienna), obórka i mały spichlerz.
charakterystyczne dla północnej Hiszpanii spichlerze na palach |
Wiele domostw było opuszczonych i zaniedbanych. Jak sądzę, w Hiszpanii dzieje się to, co wszędzie – ludzie przenoszą się do miast, a domy po babciach i dziadkach marnieją.
W pobliżu Santiago de Compostela było bogaciej, turystyka oparta na Camino pozwala pewnie dobrze żyć, ale w górach Asturii, na szlaku Camino Primitivo, który jest podobno jednym z rzadziej uczęszczanych, jest inaczej i dużo skromniej. Ale też piękniej, bo górski krajobraz ma skłonność do malowniczości.
Cała reszta (czyli większa część) doświadczenia zwanego Camino, wymaga osobistego przeżycia. Dla każdego pewnie będzie inaczej, każdy musi sprawdzić to sam. Ja mogę tylko życzyć Wam (bez względu na to, czy wybieracie się do Hiszpanii, czy idziecie do sklepu po bułki, te życzenia są zawsze na miejscu): : Buen Camino!
Super, że udało Ci się zrealizować marzenia. Tak trzymaj. Do zobaczenia na jakimś szlaku.
OdpowiedzUsuń