wtorek, 14 lutego 2023

Benin - zejście z asfaltu

 Od zawsze, znacznie bardziej niż wszystkie zabytki i atrakcje turystyczne, pociągała mnie myśl o zejściu z asfaltu. Opuszczenie głównego traktu i pójście w głąb pylistą drogą wijącą się gdzieś wśród palm i bananowców nieodmiennie mnie nęciło.


Benin lubię między innymi za to, że pozwala mi tę ciągotę zaspokoić i to w dwojaki sposób.

Po pierwsze, korzystając z niezwykłej gościny B. mam okazję poznać miejscowych ludzi w sposób odmienny od relacji turysta/klient – przewodnik/sprzedawca.

A po drugie, przebywając w jednym miejscu dłuższy czas, mogę naprawdę zejść z asfaltu i pójść czerwonymi piaszczystymi dróżkami, które prowadzą mnie w różne miejsca, gdzie mam sprawy do załatwienia, zupełnie jak prawdziwa mieszkanka Grand Popo.

I tak, tuż obok mojego wynajmowanego mieszkanka, 

u mnie na podwórku

zupełnie nie na asfalcie, chodzę do punktu xero. 

z lewej strony za palmą wejście na moje podwórko, a zaraz za nim niebieska budka xero

Bardzo miły pan, który jest jednocześnie moim sąsiadem, uśmiecha się zawsze szeroko i od razu wyciąga kawałek kartki, żeby wziąć przez nią pendrive, bo w połączeniu z jego laptopem, kopie prądem. Ceny usług xero są na tyle niskie, że nie zawsze mam przy sobie, aż tak drobne pieniądze. Wtedy pan uśmiecha się jeszcze szerzej i mówi, że nie ma problemu, zapłacę kiedy indziej.

Kawałek za punktem xero jest piaszczyste skrzyżowanie. 


Idąc przez nie prosto, mogłabym dojść do merostwa, 


ale jak na razie nie miałam tam jeszcze żadnych interesów, więc zazwyczaj skręcam w lewo, w uliczkę pełną rozmaitych atrakcji.


Podczas poprzednich pobytów w Beninie przemierzałam Grand Popo samochodem, główną brukowaną ulicą. 


Myślałam, że stanowi ona całe miasto, ostatecznie są przy niej sklepy, 

to największy sklep spożywczo-przemysłowy

restauracje, hotele, kościoły, cmentarz, 

fot. B. Machul-Telus

a nawet muzeum 


i plac stowarzyszenia Nonvitcha zrzeszającego synów i córki ziemi grandpopiańskiej. 


Dopiero w tym roku, kiedy przez chwilę pomieszkałam w wynajmowanym mieszkaniu, odkryłam, że życie Grand Popo toczy się nie tylko tam.

przy głównej ulicy są też eleganckie domy

I teraz już wiem, że jest tu inna, równie ważna ulica. Tylko mniej nastawiona na ruch turystyczny. Są przy niej sklepiki i różne punkty usługowe. 


Jest szkoła i nawet całkiem przyjemna restauracja. Po kilkuset metrach dochodzę tą ulicą do poważnej szosy, która prowadzi w jedną stronę do Nigerii, a w drugą do Togo. 


Ale sprawy międzynarodowe chwilowo mnie nie interesują, więc przecinam asfalt i znów schodzę na piasek, który prowadzi do kolejnej szkoły (w Beninie jest naprawdę bardzo dużo szkół) i na pocztę.


Załatwiwszy sprawy na poczcie, wracam na moją stronę Grand Popo. Jeśli jestem głodna, mogę pójść do niedalekiej jadłodajni. 


A jeśli chcę po prostu odpocząć, to prawie naprzeciwko mojego małego mieszkanka jest przyjemne miejsce 

w wielu tutejszych lokalach zamiast coca-coli jest world cola

z kolorowymi bungalowami na plaży.


Potem mogę wybrać się na przechadzkę wzdłuż brzegu. 


Plaża nie jest tu w żaden sposób grodzona, więc spokojnie można iść całymi kilometrami. 


Nie spotyka się żadnych plażowiczów, parawanów czy ręczników. Jedyną przeszkodę w wędrówce stanowią sieci, które mieszkańcy plażowych wiosek wyciągają z oceanu. 


Czasem można je przeskoczyć, 


czasem trzeba obejść, ale za to można przyjrzeć się pracy rybaków i posłuchać, jak śpiewają szanty ułatwiające wspólne ciągnięcie sieci. 


To wyjątkowa okazja – nie na koncercie, nie w knajpie stylizowanej na żeglarską ani nawet nie podczas zakrapianej kolacji na jachcie  – usłyszeć szanty w sytuacji do jakiej były stworzone, podczas pracy ludzi morza.


Z plaży lubię wychodzić za każdym razem w innym miejscu, 


bo te 200 metrów dzielące ją od ulicy zajmują wioski 


i zawsze jest ciekawie. 

rynek plażowej wioski

bywa i tak

 i tak

I tak, trochę plażą, trochę szosą, 

wyjście na asfalt

idę sobie do Ayigounnou, 


gdzie można odpocząć na ukrytym wśród drzew tarasie gościnnego domu B.

po drodze mijam jeszcze ciekawy butik, w którym zawsze jest do kupienia tylko jeden strój

Pewnie niektórzy z Was stukają się w głowę, ale ja bardzo lubię te leniwe dni w okolicach Grand Popo i tęsknię do nich przez cały rok, czekając na kolejną podróż do Beninu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz