sobota, 28 stycznia 2023

Benin - to lubię

 Wiele osób pyta, co mi się właściwie w tym Beninie tak podoba? Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć, bo to co mnie tu przyciąga nie jest z rodzaju spraw wymiernych i definiowalnych. Ale pomyślałam, że może łatwiej będzie Wam zrozumieć, o co mi chodzi, gdy opiszę wczorajszy wieczór.

Benin powszedni

Razem z B. i B. umówiłyśmy się na jedno grzeczne piwo z T., który jest nauczycielem w tutejszej szkole, a nam potrzebna była wiedza o systemie nauczania języka angielskiego. Jako miejsce spotkania wybrałyśmy niewielką knajpkę przy głównej ulicy Grand Popo. Lubię ją, bo ma wygodne krzesła i widok na piękny kaktus, a poza tym można tu dostać dość zimne piwo.

lubię ten widok oglądany a baru po drugiej stronie ulicy

Kiedy przyszłyśmy, zobaczyłyśmy ustawione tuż przy krawężniku bębny. Okazało się, że tego wieczoru lokalni muzycy będą grali, by uczcić pamięć zmarłego niedawno przyjaciela. Mieszkał niedaleko, był powszechnie lubiany, więc sąsiedzi postanowili urządzić coś w rodzaju stypy.


Przynieśli zatem bębny, dzwonki oraz różne grzechotki i zaczęli grać. 


Ludzie idący ulicą, przystawali, słuchali, a czasem tańczyli do skocznej muzyki. 


Bar się powoli zapełniał i po jakiejś godzinie byłyśmy uczestniczkami wspaniałej kolorowej imprezy. T. przyłączył się nawet do zespołu i zagrał z nimi kilka kawałków.


Był ciepły beniński wieczór, grała muzyka, ludzie śpiewali i tańczyli, ubijając otaczający nas piasek. Rum się lał, a przy naszym stoliku pojawiały się coraz to inne osoby – Benińczycy, zaprzyjaźnieni z nimi Europejczycy, dorośli, dzieci…


Przez głowę przemknęła mi myśl, że bardzo bym chciała, żeby moi przyjaciele pożegnali mnie kiedyś w taki sposób. Nie smutno i szaro, tylko kolorowo i radośnie z tańcami, śpiewem i winem (albo rumem). Po prostu po benińsku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz