Czytam właśnie książkę „Indyjskie wędrówki” i pomyślałam, że
podzielę się z Wami jej fragmentem, bo to opowieść akurat na dzisiejsze
primaaprilisowe święto (choć zupełnie prawdziwa).
Goa
Otóż, jak podaje autor książki, pan Jerzy Ros, pierwsi
polscy podróżnicy dotarli do Indii już w XVI wieku. Był wśród nich niejaki
Krzysztof Pawłowski, którego jeden list zachował się szczęśliwie do naszych
czasów. Pisał on tak:
„… pytałby mnie Wasza Mość, o tych Indyjach, co tu za
państwo i bogactwa mają, o których historykowie
piszą i Wasza Mość o tym wiele czytasz. (…) Chłop młody i białogłowy dają się tu
nosić na łożach pokrytych materacami przez czterech smagłych niewolników, piąty
zasłonę przed nimi nosi, a dwoje pacholąt za nimi podąża. I tak się po ulicach
nosić dają. A nie ma takiego ubogiego rybaka, żeby za nim lubo przed nim nie
noszono od słońca zasłony tak wielkiej jak koła norymberskiego wozu…
dziś dają się wozić, na przykład takimi rikszami
… Ma ten kraj dziwnie wiele dzikich zwierząt – jako elefanty,
tygry, lamparty, smoki okrutne, co bardzo szkodzą, lwi, niedźwiedzie czarne,
kuropatwy, przepiórki, ptactwa – okrutność wielka, a zwłaszcza nad morzem.
Jedno mnie tylko dziwi: że ten czarny lud mało go używa i bije (…)
ma ten kraj też kozy z kręconymi rogami
i czerwone pandy
…Niewiasty są takie, że rzadko mięsa jadają albo wina piją,
chociaż oni tu z rodzynek wino czynią jako w Litwie miody. Aby cieńszymi i
smaglejszymi być, żywią się ryżem jedynie, owocami i mlekiem…
to właściwie mało się zmieniło
…Jest tam rodzaj murzyński… który zowie się Brains albo
Guzaralitas, co jako żywo kur, gęsi ani drobiu żadnego nie zabijają ani zabić
nie dadzą, mają to sobie za grzech żywą rzecz zabijać… Żywią się ryżem,
mlekiem, serem albo tym, co ziemia rodzi i co krwi w sobie nie ma (…)
autorowi chodziło pewnie o braminów, a może o wyznawców dżinizmu, którzy nie zabijają nawet muszki, a w Delhi prowadzą szpital dla ptaków
Mężczyźni w domach chodzą w cienkim płóciennym zarękawku i
koszuli. Gdy na ulicę wyjść mają, kładą na koszulę kitajkę albo z płótna
cienkiego lekki płaszczyk do samej ziemi. I tak chodzą bez pończoch… Kobiety
owijają się malowaną płachetką czerwoną… Chłopstwo naguchno po ulicy chadza bez
wstydu, osłoniwszy się, wybaczy Wasza Mość, proszę, tylko Adamowym płachetkiem…
kobiety i dziś owijają się płachetką, nie tylko czerwoną, ale we wszystkich kolorach tęczy
…Elefanta ma sam król w Goi jednego wielkiego od
kilkudziesięciu lat i tak wysokiego, żeby się w bramę Zamku Królewskiego nie
zmieścił. Mają ich tu w Goi około dwanaście, robią nimi i budują (…) owa bestia
jak człowiek mądra.”
o, tak nim robią...
Ładne, prawda? Przepisując ten tekst, myślałam sobie,
że jak to dziwnie się ten świat toczy. Dziś my, Europejczycy, uważamy się za
wzór moralności dla całej planety, dbamy
o przyrodę, chronimy zwierzęta. A tymczasem już 500 lat temu w Indiach
lud „nie bił” zwierza i miał „za grzech żywą rzecz zabijać”, co dziwiło niepomiernie
polskiego szlachcica…
A tak w
ogóle, to nie trzeba sięgać aż 500 lat wstecz, żeby znaleźć w książce „egzotyczne”
opisy. W „Indyjskich wędrówkach”, napisanych w latach pięćdziesiątych, a
wydanych (po raz drugi) w 1964 roku znalazłam takie przypisy:
Aż dziw bierze, że to było zaledwie 50 lat temu…
Straszne dziwaki w tych Indyjach ;-)
OdpowiedzUsuń:))
Usuń