W porównaniu z Astaną, Ałmaty wydają się być miastem prozaicznym.
Są tu szerokie ulice, mniej lub bardziej eleganckie restauracje (z przewagą tych drugich),
ale wszystko jest raczej normalne, a dla ludzi pamietających PRL to nawet momentami swojskie.
na parterach budynków są eleganckie restauracje i sklepy, wyżej paskudne bloczyska |
Radziecka architektura raczej nie zachwyca, ale Ałmaty skąpane są w zieleni, wszędzie rośnie tyle drzew, że będąc tam latem, nie widzi się brzydkich bloków, tylko zielone liście i kwiaty.
I fontanny – na Ałmaty mówi się „miasto fontann” i jest to nazwa jak najbardziej zasłużona.
Jak już jesteśmy przy nazwach, to warto wiedzieć, że w kazachskim „ałmaty” oznacza „ojca jabłek”. Poinformowany w tej kwestii przybysz przestaje się dziwić intensywnej obecności jabłek w przestrzeni miejskiej.
Zieleń, jabłka i fontanny sprawiają, że włóczęga po ulicach Ałmaty jest bardzo przyjemna. Ale turysta nie może poprzestać tylko na snuciu się i przesiadywaniu w cieniu drzew, nawet z kieliszkiem najlepszego kazachskiego koniaku w dłoni.
Turysta musi zwiedzać. Z przyczyn obiektywnych nie zobaczyłam wszystkiego tego, co chciałam. Przede wszystkim ominął mnie Zielony Bazar, który jest jedną z największych atrakcji miasta, łącząc w sobie walory kulturowo-kulinarno-handlowe.
Ale za to udało mi się pójść do Soboru Wniebowstąpienia Pańskiego.
gdzieś przeczytałam, że to najwyższy drewniany obiekt sakralny na świecie |
Bardzo to piękne i nieco bajkowe miejsce. Jeśli się ma szczęście i odwiedzi świątynię w słoneczny dzień, za sprawą intensywnie czerwonych, żółtych i niebieskich witraży, można poczuć się jak w zaczarowanym świecie.
I pomyśleć, że przez kilkadziesiąt lat było tu muzeum krajoznawcze.
w soborze stoi kilka takich pięknych pieców |
Z miejsc zaliczanych do atrakcji turystycznych udało mi się odwiedzić wzgórze Kok-Tobe. Jedzie się na nie kolejką linową, do której ustawia się ogromna kolejka ludzka.
Pierwszego dnia uznałyśmy, że jest przesadnie długa i dopiero za drugim podejściem udało nam się wjechać na szczyt. A tam… ni mniej, ni więcej, tylko wesołe miasteczko.
Dla niektórych ubaw po pachy, dla innych atrakcja raczej średnia. No, ale można się przespacerować, popatrzeć na miasto z góry
i obejrzeć podobno jedyny na świecie pomnik przedstawiający wszystkich czterech Beatlesów jednocześnie.
Spacerując po Ałmatach, obejrzałam też budynek, w którym podpisano dokument stwierdzający niepodległość Kazachstanu,
deptak artystów,
Sorbonę,
Hotel Kazachstan,
Park Pierwszego Prezydenta
i kilka innych nienazwanych, ale ciekawych miejsc.
Resztę zwiedzę kiedy indziej, bo tak sobie myślę, że – jeśli los pozwoli – pojadę jeszcze w tamte strony.
i z pewnością zatrzymam się w hotelu Ambassador, który szczerze polecam. Ma świetną lokalizację i pracują w nim bardzo uczynni ludzie |
w szufladzie hotelowej szafki, zamiast zwyczajowej Biblii, album o rozwoju przemysłowym Kazachstanu |
swojsko-egzotyczny klimat Azji Średniej podoba mi się i stanowczo zasługuje na częstsze wizyty.
to też Ałmaty |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz