Jak to dobrze, że na świecie jest tylu szalonych pasjonatów!
Wsiadając załzawionym listopadowym rankiem do autobusu pełnego umęczonych ludzi
pracy, ciężko to sobie wyobrazić. Dlatego tak potrzebne jest podróżowanie,
które przypomina o kolorach świata i jego mieszkańców. I dlatego też tak lubię
zwiedzać dziwne muzea. Chyba najbardziej właśnie takie, jak muzeum łyżki w
rosyjskim Włodzimierzu albo muzeum aparatu fotograficznego w malezyjskim Penangu.
muzeum znajduje się zaraz obok tej światyni
Szalony właściciel muzeum zaczął od tego, że rozebrał
na części pierwsze kilka popularnych typów aparatów.
to wszystko mieści się w jednym aparacie
Tym przyciąga uwagę i
rozbudza ciekawość zwiedzającego. A potem zabiera go w podróż w czasie. W dość
daleką przeszłość, do dnia, w którym powstało pierwsze zdjęcie
tu niby lepiej widać, co przedstawia to zdjęcie
i w dopiero co
minione lata, gdy z wypiekami na twarzy obserwowało się jak na pustej białej
kartce pojawiają się postaci, domy, drzewa. Czy Wy też wywoływaliście zdjęcia?
Z tatą (mamą, wujkiem, koleżanką lub kimkolwiek innym), w kuchni albo w łazience. Pamiętacie te
kuwety, pęsety, wywoływacze i utrwalacze? Dzisiejsze cyfrowe „pstryk i już” nie
ma w sobie nawet setnej części tej magii. A przeglądanie zdjęć w komputerze w ogóle
nie może się równać z wyławianiem ich z
miednicy pełnej wody albo wyciąganiem z gorącej suszarki (własnej konstrukcji
mojego taty).
Ach, zwiedzając muzealną ciemnię prawdziwie się wzruszyłam.
Ale przecież nie o tym chciałam pisać. Miało być o muzeum. O tym, że można w
nim obejrzeć pierwsze rzutniki do slajdów,
aparaty szpiegowskie
oraz aparaty
cyfrowe sprzed 25 lat – trzy razy większe od dzisiejszych, a mieszczące w sobie
zaledwie kilkanaście fotek.
Naprawdę, po raz kolejny przekonałam się, że – jak zawsze
twierdzi mój tata – każdy temat jest ciekawy, jeśli tylko zostanie odpowiednio
przedstawiony. Najlepiej przez kogoś kto ma pasję i chce się nią dzielić z
innymi.
na tym i następnych zdjęciach widać efekt pozytywnego zakręcenia innego człowieka
ozdobione ściany domów w George Town - zabytkowej dzielnicy Penangu - stały się jedną z głównych atrakcji turystycznych miasta
a to zdjęcie zdjęcia autora ściennych malowideł
Pamiętajcie o tym, gdy będziecie w Penangu i koniecznie
odwiedźcie muzeum aparatu fotograficznego.
PS W Penangu jest też muzeum szkła J
szklane niesamowitości
PS2 I w ogóle jest tam bardzo przyjemnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz