niedziela, 11 września 2022

Santo Antão - wioski i miasteczka

 Piękno Santo Antão można podziwiać w bardziej lub mniej męczący sposób. Ten drugi wcale nie musi być gorszy, bo wyspa jest tak skonstruowana, że każdy jej fragment wzbudza zachwyt. 


A niespieszny spacer wśród poutykanych gdzieś na zboczach wiosek i miasteczek daje dodatkowo dużo materiału do przemyśleń nad różnorodnością ludzkich losów.

W ramach odpoczynku po wycieczce dnia poprzedniego, odwiedziłyśmy dwie najbliższe naszemu hotelowi miejscowości. Pierwsza to Cruzinha, niewielka, ale bardzo sympatyczna wioska.


 Jej lokalizację z czystym sumieniem można nazwać „na końcu świata”, a jednak ma wszystko, co człowiekowi podróżnemu potrzeba. Jest sklep, dwa bary, plenerowa siłownia 


oraz widoki takie, że powinno się pobierać wysokie opłaty za możliwość karmienia nimi wzroku. 


Jeśli ktoś poczuł się zachęcony i rozmyśla o dłuższym pobycie, to donoszę, że w Cruzinhi jest także szkoła, 


a zarobkować można, łowiąc ryby 


lub opiekując się turystami. Nie ma ich tam zbyt wielu, ale czasem jednak ktoś przyjeżdża.


Kilka kilometrów krętą górską drogą od Cruzinhi 

cmentarz jest mniej więcej w połowie drogi

znajduje się Chã d’Igreja – miejscowość dysponująca kościołem i placem miejskim. 


Zanim dotarłam tam piechotą, dwa razy przejeżdżałam samochodem i zawsze widziałam plac wypełniony starszymi panami grającymi w coś – może szachy, a może tryktraka. Bardzo mi się podobali i cieszyłam się, że wreszcie uda mi się z nimi prawdziwie spotkać. Niestety akurat tego dnia, kiedy odwiedziłam Chã d’Igreja, panów nie było i plac świecił pustkami. 


W ogóle okazało się, że choć miasteczko wydawało się większe od Cruzinhi i do tego miało kościół, było o wiele nudniejszym miejscem. To chyba jedyna miejscowość w całym Cabo Verde, gdzie nie ma baru! Człowiek spragniony alkoholu może się napić kieliszek grogu przy ladzie w sklepie, człowiek chcący usiąść przy filiżance kawy czy mikrobutelce piwa, nie ma czego w Chã d’Igreja szukać. 

lokalny patriotyzm jest

Trzeba więc zapomnieć o strawie cielesnej i skupić się na duchowej. Tę można tu znaleźć, tak jak i w innych miejscach wyspy. Są kolorowe domki, bujna roślinność oraz początek jednej z wielu górskich tras.



A kiedy się zgłodnieje, najlepiej wrócić do Cruzihni na makaron z langustą serwowany przez miłą panią w wioskowym barze.


Trochę tęsknię za tym barem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz