Skoro przypomniałam sobie o tym, że byłam w Rosji, to oczywistym
jest, że pojawił się w mojej głowie (i kuchni) temat potraw wschodnich. Nie
piszę rosyjskich, bo solanka, o której chcę dziś będzie to zupa bardzo popularna
nie tylko w Rosji, ale też na Białorusi i Ukrainie.
Robi się ją ze wspomnianych już paluszków krabowych, świeżych ogórków, żółtego sera, jajek na twardo, kukurydzy i czerwonej papryki. Wystarczy wszystko pokroić w kostkę, wymieszać z majonezem, posolić, popieprzyć i już. Bardzo lubię tę sałatkę. I nie tylko ja, gdy odwiedza mnie A, zawsze robię wielką michę Olgi. I nigdy nie zostaje mi ani odrobina na następny dzień….
Nigdy nie mogłam zrozumieć,
jak to się stało, że tradycyjną potrawą krajów ze stolicami w Moskwie, Mińsku
czy Kijowie jest zupa, do zrobienia której potrzebne są oliwki, cytryna i
kapary. O kaparach wiem jedynie z przepisu na solankę, znalezionego w
Internecie, ale plasterek cytryny zawsze podawany jest na spodeczku razem z
talerzem zupy, w którym obowiązkowo znajdują się dwie oliwki. Zawsze dwie, bez względu
na to, czy to solanka w barze dworcowym czy w eleganckiej restauracji, w
Odessie, Dniepropietrowsku czy Petersburgu.
Do zupy, którą ja ugotowałam, sypnęłam szczodrze całą garść
oliwek i tak teraz zaczęłam się zastanawiać, że może przez to moja solanka nie
była prawdziwa? Hm… nawet jeśli nie, to i tak wyszła znakomicie. Na podsmażonym
boczku i kiełbasie, z dodatkiem cebuli, marchewki, selera, pora i pietruszki. Z
kiszonymi ogórkami, oliwkami i koncentratem pomidorowym. Bez fałszywej skromności
muszę przyznać, że udała mi się ta solanka. I smakowała dokładnie tak jak
powinna, nadmiar oliwek wcale jej nie zaszkodził.
Tak się rozochociłam, że chyba następnym razem zrobię
barszcz ukraiński z czosnkowymi pampuchami. Sam barszcz to jeszcze nic, ale
smak bułeczek z czosnkową polewą zagnieździł się głęboko w kulinarnej szufladce mojej
pamięci. I to jest też trochę rosyjskie wspomnienie, bo barszcz, choć ukraiński
jadałam i w Petersburgu i w Mińsku.
No, ale to następnym razem. Teraz chciałam jeszcze do zupy
dorzucić sałatkę. Podobnie jak oliwki, tak i paluszki krabowe raczej
nie kojarzą się ziemiami za Bugiem, a jednak sałatkę z nich zrobioną serwują właściwie wszystkie restauracje Ukrainy, Rosji i Białorusi. Ostatni raz jadłam ją w barze na lotnisku
we Lwowie, ale najlepsza jaką znam – wzór, na podstawie którego bardzo często
robię tę sałatkę w domu – podawana była w Boryspolu koło Kijowa w restauracji Olga.
Dlatego też w moim domu sałatka ta nazywa się właśnie Olga. Robi się ją ze wspomnianych już paluszków krabowych, świeżych ogórków, żółtego sera, jajek na twardo, kukurydzy i czerwonej papryki. Wystarczy wszystko pokroić w kostkę, wymieszać z majonezem, posolić, popieprzyć i już. Bardzo lubię tę sałatkę. I nie tylko ja, gdy odwiedza mnie A, zawsze robię wielką michę Olgi. I nigdy nie zostaje mi ani odrobina na następny dzień….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz