W Pakistanie prawie byłam. Już miałam wizę (pracownik ambasady, który kazał się nazywać Mr. Khan, umówił się ze mną na wręczenie paszportu z wizą pod Mariottem…) i szeroko zakrojone plany. Niestety pakistańska sytuacja polityczna zrobiła się na tyle nieciekawa, że ostatecznie pojechałam do Indii.